powlekać rosnące

powlekać rosnące

O mnie

Moje zdjęcie
Urodziłam się w Pile w 1979 roku, a kilkanaście lat temu osiadłam na warszawskim Grochowie. Jestem poetką, krytyczką, redaktorką; miałam zostać naukowczynią, ale już mi się nie chce. Wydałam na świat trzy książki poetyckie ("Somnambóle fantomowe", "Zagniazdowniki", "Wylinki") i troje dzieci, które coraz bezczelniej sadowią się w pisaniu. Opublikowałam też książkę eseistyczną "Stratygrafie" (Wrocław 2010) i sylwę z apokryfami prenatalnymi - "Powlekać rosnące" (Wrocław 2013).

poniedziałek, 5 maja 2014

Klucz do piosenki

Po powrocie z przedszkola i zamknięciu (przeze mnie) rowerka w wózkowni Janek - przed chwilą rozśpiewany - wybucha płaczem. Po kwadransie rozpaczy oznajmia powód: "Nie zdążyłem zakluczyć piosenki!"

niedziela, 20 kwietnia 2014

kamyk do ogródka polemik

W necie kwitną polemiki franaszkowe, dorzucam więc i swój kamyczek:




przepraszam którędy prosto?

pytam bo sztuka czego nie zgubiła
sama nie czuje kiedy angażuje
(zamraża akcję odracza działanie)
w dodatku języczek wędrowniczek
właśnie stracił pewność (mowa to marna
technika wiązania – mocuj cumy
z chęci nici! – już raczej celebra bezsiły)
i zanim się ocknęłam ktoś mi zajumał
narrację (taka historia przez wielkie hahaha)

mało mnie zresztą rusza skoro
się nie umiem posthumanistycznie
rozłożyć (pilnuj swoich ekstremów
podmiotku!) i odkąd żyję w hodowli
beztroskich tuczników (pędzą nas na
trzewiowych przeczuciach po trupach
introspekcji) ściepa na ściemę
śpiewności mniej ale w promocji
patosu potąd i obaw po pachy

co nas nie zabije to nas zainspiruje
(pani nie robi pod siebie lecz zbiesi się
wrzaśnie) serce niewprawny cenzor
słaby w wychwycie średniówki
(gdzie podejrzewa żywioł tam ledwo
strużka obsmarowuje szpalty petitem)
lecz gdyby pozorom ozora zdjąć splendor
undergroundu to może stanie się wreszcie
wierszem – wewnętrznym organem

wszystko ograne bo wchodzisz bez atu
(zamarkuj odwrót zakarbuj to sobie)
spustem migawki migasz się od ruchu
kiedy kordon przepuszcza zostajesz jeno
kordonkiem koturnem kondorem z krwawym
skrawkiem (błysk flesza nie przepłoszy sępa
przesyci twoje oko dziecka nie nakarmi)
pustka jest najsprawniejsza bo nie dźwiga spraw
a pełnia taka ładna w sam raz na zdruzgotanie

(podejmij licytację forsuj do końcówki)



poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Nauki przedszkolne

"Teraz powiem, czego się dzisiaj nauczyliśmy w przedszkolu.
Że w czasie burzy nie można pić alkoholu" - oznajmia poważnie Jaś.  

poniedziałek, 24 marca 2014

Dydelf, wombat i Dziadunio Patriarchat

Śnił mi się Dziadunio Patriarchat.

Najpierw ślinił się na ordery, harcerskie lilijki i znaczki powstańcze uwieszone na bluzie mojego synka (skąd się tam wzięły i dlaczego bluza moro, skoro ubrałam go w błękit z samolotem, i to zgoła nie wojskowym?).

Potem jak ekshibicjonista odchylił płaszcz i zobaczyłam na szczęście nie goliznę, ale odzianą zgrzebnie chudziznę, a na dziadowskich łachmanach zwisały starczo takie same jak u Janka patriotyczne odznaki.

A potem staruch zaczął trząść się podniecony i wołać "hop, hop, hop" i "tej, tej, tej", a jego płaszcz rozszerzał się jak połacie zawłaszczanych ziem.

Wtedy dziadunio, całkiem krzepki, jednym zdecydowanym ruchem zawłaszczył i mnie. Zaplątałam się w poły płaszcza, synek gdzieś się zapodział, a wstrętny dziadzio stawał się coraz bardziej natarczywy, dokładnie jak niewyżyty, acz udający zdechłego dydelf i agresywny mówiący wombat, które śniły mi się chwilę przedtem.

Na szczęście przypomniałam sobie lekturę sprzed snu. "Chodźcie z nami!" - krzyknęła mi w głowie głosem psychologicznego oporu Carol Gilligan.

Więc się za radą siostruni Dziaduniowi Patriarchatowi oparłam, jego oparcie (laskę) kopniakiem wytrąciwszy, poły płaszcza podarłam, zboczonego starucha zwymyślałam wiązanką, i poszłam szukać synka - w błękicie z uśmiechniętym samolotem rolniczym - na inne polany.
 
(Ps. Przed snem nic nie brałam. Wystarczyła lektura Trash story Magdy Fertacz, który to dramat będziemy czytać dziś wieczorem we Wspólnym Pokoju, przegryziona typowo "sundance'ową" produkcją filmową Sarah Polley - Take this Waltz. Obie przedsenne używki bardzo polecam!) 

piątek, 21 marca 2014

oficjal return

Na święto poezji i wiosny i na okazję oficjalnego powrotu do domeny domu:


autentykacja.gif

 
spisz się powoli
trzy po trzy
na krzyż

nim się opatrzysz
poboli i przejdzie
w spiż

wtorek, 18 marca 2014

Nocne Jana pytania

Jaśkowi czasem włącza się szwendactwo nocne. Na przykład dziś. Przychodzi raz:

- Mamo, a czy naszyjesz mi takiego Ben Tena na bluzeczkę, bo mu mama naszyła i tak sobie o tym przy śniadanku gadałyśmy?

(A z Kingą przy budowaniu torów gadali o tym, że jej dziadek umarł na Księżycu, ale nie skończyli – torów ani rozmowy – bo się musiał iść poprzytulać do pani Agnieszki)

- Dobrze, jak znajdę, to przyszyję.

Przychodzi drugi:

- Chcę kupę. I jeszcze mam takie pytanie. Co jedzą świnie? Ale takie normalne świnie, a nie Peppy.

- Ziemniaki jedzą. I buraki dukane, chyba.

- O, to zupełnie jak my!

Przyłazi znowu:

- Przyszedłem, bo… przyszedłem… i nie wiem, po co przyszedłem.

- Może chciałeś się tylko przytulić.

- O właśnie. I już idę, bo mnie noc omija.

Poszedł ominięty – i śpi.


niedziela, 16 marca 2014

Petersburski mondegreen


Która tam u Was teraz? Kilka minut po 23, 15 marca 2014. U mnie, w ostatnią petersburską noc, już 16 marca, kilka minut po 2. Nie mogę tutaj spać do czwartej–piątej nad ranem, jakbym przez ten rosyjski prawie-tydzień nie umiała się przestawić z Polski na Rosję. Bo przestawić się – czasowo, myślowo – niezwykle trudno, o czym mówią Polacy mieszkający tu od lat.

Ale nie o tym chciałam. I nie o dziesiątkach zdeformowanych płodów, które widziałam dziś rano w Kunstkamerze (zbiorach osobliwości Piotra I). Ani o genialnym centrum niezależnej kultury Puszkinskaja 10, po którym oprowadzał nas – również dzisiaj (a raczej wczoraj) – Siergiej Kowalski (jeden z awangardowych „chudożników” kontynuujących tam w najlepszym stylu tradycje Malewicza, Chlebnikowa, Charmsa i innych proroków rosyjskiej awangardy). I nawet nie o rachitycznej antywojennej demonstracji, w której uczestniczyłam pod petersburskim soborem kazańskim (kilka fotek tutaj: http://www.demotix.com/news/4190951/rally-against-russias-military-actions-crimea-stpetersburg#media-4190939).

Chciałam pociągnąć wątek przemian rozpoczęty w ostatnim wpisie. Przemian, które dotykają utworów rozpisanych na poziomie czysto prywatnym i które czynią z intymnych tekstów – zupełnie nieoczekiwanie – głosy zaangażowane, aktualne, publiczne.

Wspominałam tam o piosence zespołu Ju-Piter, którą usłyszałam na petersburskim koncercie zorganizowanym z okazji 25-lecia istnienia centrum Puszkinskaja 10. Pisząc tamtą notkę, ledwo raczkowałam w temacie, myląc Ju-Pitera z Aquarium, plącząc się wśród opozycyjnych legend tutejszej muzyki, nie mając pojęcia, czym dla petersburskiego środowiska artystyczno-intelektualnego była świętująca jubileusz Puszkinskaja 10.

Teraz, gdy mam za sobą wirtualną wycieczkę po youtubie i trzygodzinną wizytę w realnym gnieździe tutejszej neoawangardy, wiem, że Wiaczesław Butusow z zespołu Ju-Piter śpiewał na koncercie bardzo znaną, nagraną jeszcze przez Nautilus Pompilius piosenkę „Крылья” („Skrzydła”), którą możecie znaleźć tu: https://www.youtube.com/watch?v=dVqGkBCt6rI. To wiedza, o którą jestem bogatsza, uboższa natomiast jestem dzisiaj o pewność, czy rzeczywiście Butusow zaśpiewał to, co ja – rozdygotana wypadkami w moskiewskim radio – byłam skłonna usłyszeć. Jeśli w ogranej piosence Nautiliusa Pompiliusa doszło do przesunięcia, które uczyniło z niej zaangażowany w sprawy Ukrainy protestsong, to zmiana ta polegała na podmianie zaledwie kilku głosek odróżniających słowa „Krylia” od „Crimea”. Pierwotnie refren intymnej ballady brzmiał tak:

Где твои крылья, которые нравились мне?
(Gdzie twoje skrzydła, co podobają mi się?)

Po przemianie, którą być może usłyszałam tylko ja (bo publiczność milczała, bo nie znam rosyjskiego aż tak dobrze, bo może zadziałał fałszywy przyjaciel mondegreen?), fraza antywojennej odezwy wybrzmiewała tak:

Где твой Crimea, которуй понравился мне?
(Gdzie jest twój Krym, który spodobał mi się?)

Rosyjskie „skrzydła” zamieniły się więc (zamieniły czy tylko ja uskrzydliłam sytuację?) w – trącące wymową z „zapadu” (zachodu), powtarzane dzisiaj (i tu, i tam u Was) bez przerwy – słowo „Crimea”: Krym:

Раньше у нас было время, теперь у нас есть дела
Доказывать, что сильный жрет слабых, доказывать, что сажа бела.
Мы все потеряли что-то на этой безумной войне.
Кстати, где твои крылья, которые нравились мне?
Где твой Crimea, которуй понравился мне?
Где твой Crimea, которуй понравился мне?

Czy to zresztą ważne – zamiana była czy nie – skoro „bezumna wojna” w obu przypadkach zagraża tak samo, silny z równym smakiem pożera słabszego, a gwałciciel przychodzi i bierze, co nie jego, tylko dlatego, że „spodobało mu się”? Czy to istotne – Butusow zaśpiewał, nie zaśpiewał? – skoro powiedział mniej więcej to samo w odezwie dla ukraińskiej telewizji (tu: http://euromaidanberlin.wordpress.com/2014/03/06/russian-musicians-lets-preserve-the-unity-of-ukraine/)?

Zostawiam Was i siebie z tym przesłaniem, w tym zawieszeniu, nadchodzi północ, zrównują się nam dni, jeszcze dzisiaj będę – Bóg da – w Polsce, a gdzie będą Ukraina, Rosja, Krym?