powlekać rosnące

powlekać rosnące

O mnie

Moje zdjęcie
Urodziłam się w Pile w 1979 roku, a kilkanaście lat temu osiadłam na warszawskim Grochowie. Jestem poetką, krytyczką, redaktorką; miałam zostać naukowczynią, ale już mi się nie chce. Wydałam na świat trzy książki poetyckie ("Somnambóle fantomowe", "Zagniazdowniki", "Wylinki") i troje dzieci, które coraz bezczelniej sadowią się w pisaniu. Opublikowałam też książkę eseistyczną "Stratygrafie" (Wrocław 2010) i sylwę z apokryfami prenatalnymi - "Powlekać rosnące" (Wrocław 2013).

czwartek, 13 marca 2014

Krymu mir, czyli pożegnanie z prywatnością


Kiedy cztery lata temu pisałam do Przystani! komentarz do wiersza krymu mir, cry & crime (komentarz tutaj: http://portliteracki.pl/przystan/teksty/wiersz-w-drodze-krymu-mir-cry-crime/; wiersz w Wylinkach), nie miałam pojęcia, jaką drogę przejdzie (przeleci, przejedzie) po latach.

W Polsce jest teraz 13 marca 2014 roku, a u mnie, w konsulacie polskim w Petersburgu, odległym od Warszawy o trzy godziny i setki lat świetlnych, 14 marca 2014. Jestem tutaj, a wczoraj byłam w Moskwie, w ramach szumnie nazwanego biurowego cyklu „Ambasadorzy poezji”. Nie będę pisać o smutku, skuleniu, znękaniu i podskórnej grozie, które panują w Moskwie – wbrew krzykliwym reklamom, ale za to bardzo po drodze policyjnym pałkom panów strzegącym owych dóbr – na ulicach, w metrze i kanałach oficjalnej telewizji. Nie będę pisać, bo rosyjskiej stolicy właściwie nie zdążyłam zobaczyć. Kiedy bowiem mój tutejszy poetycki towarzysz, poseł JJ, zwiedzał plac Czerwony, ja zostałam zaproszona do radia „Gawarit Maskwa”, w celu – jak myślałam – niezobowiązującej pogawędki o poezji.

I owszem, pogawędziłam sobie przez pół godziny – i to nie tylko z prowadzącym program (on wykrzykiwał z pozycji stojącej, „na wymachu”, podczas gdy ja i tłumaczka zostałyśmy – tak dosłownie, jak w przenośni – usadzone w krzesłach), ale także z hejterami ładującymi we mnie magazynki pytań przez net oraz telefon. O poezji było może pół słowa, za to niezwykle natarczywie wypytano mnie o niezrozumiałą wrogość Polski wobec Rosji, kazano komentować słowa premiera Tuska oraz gen. Kozieja, zmuszano do ustosunkowywania się do „banderowców z Euromajdanu” oraz porównywania Krymu z Kosowem, a na koniec telefonicznie pouczono mnie, że Półwysep Krymski zawsze był rosyjski i takie jak ja nie mają w tej sprawie nic do gadania.

Owszem, nie mają – krzyczało coś we mnie przez te najdłuższe pół godziny mojego życia. To było jak ten sen o pójściu do szkoły na golasa, tylko pomnożony dziesięciokrotnie. Tylu poetów zaangażowanych – a przynajmniej bardziej niż ja politycznie zorientowanych – w naszym kraju, a sprawy wagi międzynarodowej powierza się w kruche rączęta poetessy od „intimatulenia”. Matrix, powiadam wam, Matrix.

A potem, w czasie spotkania w Bibliotece Turgieniewa w Moskwie, w samym środku macierzyńskiego matrixu (bo towarzysząca nam rosyjska poetka Elena czytała, karmiąc jednocześnie piersią „swoju riebionku”), prócz wierszy macierzyńskich, miłosnych, wierszy o wierszach, o krótkiej historii WKP(b) (to JJ), a także o Putinie i psychoanalitykach (to Elena) – zdarzyło mi się przeczytać własny utwór, którego rosyjskie tłumaczenie dotarło do organizatorów w ostatniej chwili, jak alarmujący pasek z TVN 24. Pasek miał barwy żółto-niebieskie i raźnie związał rozwlekłe, wylewne wersy w rażącą aktualność.

Tytuł krymu mir, cry & crime brzmi tu i teraz, zwłaszcza po tej stronie świata i światła, zupełnie inaczej. I to jest zupełny przypadek, że brzmi właśnie tak. Na pewno siła jego piąstek nie dorównuje mocy piosenek śpiewanych przez Jurija Szewczuka z zespołu DDT, na którego koncercie zupełnie przypadkiem byłam dzisiaj w Petersburgu (i o którym, „zupełnie przypadkiem”, pisał kilka dni temu na blogu Janusz Radwański: http://chalwazwyciezonym.blogspot.ru/2014/03/za-co-kochamy-jurija-szewczuka.html). I na pewno nieoczekiwana przemiana tego wiersza nie ma tej siły, którą miała metamorfoza piosenki zespołu Ju-Piter (grał dzisiaj razem z DDT  i Akwarium na 25-lecie istnienia niezależnego centrum kultury Puszkinskaja 10), kiedy ta z intymnej, miłosnej ballady przemieniła się, po dodaniu strofy o Krymie, w deklarację antyputinowską (nie mogę znaleźć w necie piosenki Ju-Pitera, więc posłuchajcie, jak najbardziej w temacie, protest-songu Akwarium: любовь во время войны – https://www.youtube.com/watch?v=y4wyQOlnzRA). Choć – zastanawiam się teraz, gdy u Was jeszcze dzisiaj, a u mnie późne jutro – może ta siła działała tylko na mnie – polską poetessę nie do końca rozumiejącą rosyjski (i pierwszy raz słuchającą obu legendarnych grup), nie do końca zorientowaną w tutejszych sprawach, zawiłościach i nastrojach, nie za bardzo czającą, dlaczego odzew po tym numerze był tak cichy, tak nikły?

Zresztą, pal licho, bo – koniec końców – co pomogą paluszki poetessy pukające w klawisze w polskim konsulacie w Rosji i jak się to stukanie ma do wszystkiego najgorszego, co jutro (dzisiaj) rano jej znużone oczęta ujrzą w tutejszej (i tej Waszej, tej naszej) telewizji? Może tyle co kolekta wkołysana w klauzulę krymskiego wiersza:

kobieto roznosząca żar
dziewczyno nalewająca niebo
sypnijcie światłem do snu
a ty ich hospody pomyłuj od wszego najlepszego


(Dobranoc, Eupatorio, Kijowie, dobranoc, Warszawo, pomyłuj, Moskwo, Petersburgu, lepszego jutrzejszego dzień dobry, dobranoc)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz