Incipit – jeden z mieszkańców rozmistycznionego
osiedla z Żywotów świętych osiedlowych Lidii Amejko (skanuję właśnie jej – przewrotnie zamykające
książkę – opowiadanie o „Incipicie, Tragarzu Sensu” na seminarium Wspólny
Pokój). Incipit – wstydliwy brak współczesnej kultury, jak biadoli, i to od
pierwszego zdania, George Steiner w Gramatykach tworzenia. „Nie mamy już początków” – lamentuje od
progu (po to oczywiście, żeby potem przez całą książkę samemu sobie uroczyście
i uroczo zaprzeczać).
A u mnie właśnie incipitów dostatek
i naddatek, wylewają się zewsząd nadmiarowo, wystają z każdego kąta, bezczelnie
napraszają się uwagi. Osaczają mnie i uwagi się napraszają bezapelacyjnie: pierwsze
słowo, pierwsze zdanie, pierwszy ząb urośnięty i pierwszy wypadnięty, pierwsza
uwaga w szkole, pierwsza zupka, pierwsza na nocnik kupka, pierwszy strupek, pierwszy
gryzmoł pretendujący do rysunku i pierwszy do litery, ale też, o dolo pismatki,
pierwsza korekta w najnowszym projekcie wydawcy, pierwszy esej do nowej
książki, pierwszy wiersz do innej, a teraz jeszcze – o święty Incipicie! –
pierwszy wpis na blogu.
Mójcion, Epifanes, mnie podkusił. Tak jak do tej trójki, o
której często pisać tu będę, podkusił mnie, Epifanię. Stypendium na pisanie masz,
talent (tak powiedział) do pisania masz, siadaj, korekty, kontrakty, konkrety w
kąt rzucaj – i pisz! Bloga pisz! – tak powiedział. Więc piszę.
I nie gnębią mnie nawet pierwszego wpisu wysokie progi (bo
od „wiecznego rozpoczynku” ponoć specjalistką jestem, jak napisała kiedyś jedna
krytyczka, a i poczynać sobie potrafię z pewnym nieumiarkowaniem), lecz raczej przerażają
te rozłogi systematycznego pisania, które poza zasięgiem błogosławieństwa
świętego Incipita się rozciągają. Bo jak tu na każdy temat systemacić w
codziennym rozproszonym krzątactwie? Jak tu korekty posłać do diabła, kiedy książka,
która u mnie dopiero w stanie prenatalnym przebywa (sczytywanie po składzie),
od miesiąca już aktem urodzenia (i ceną odpowiednią) w oczy kłuje w sklepie
internetowym Wydawcy? I jak tu kontrakty do szuflady schować, kiedy podpisało
się, i to trzykrotnie, macierzyński kontrakt wieczysty? A ten konkret, którego
dopominać się będą, jak je tylko poodbieram z placówek – jak go trzeci dzień z
rzędu nie upichcić, garmażerką zastąpić albo zwiędłą grzanką?
Jak? Ano z rozłogów niedoczasu systemat, matko, utkaj, a błogosławiona
wśród blogerek będziesz – tak mi dziś święty amejkowy podpowiada. Więc fiat?
Fiat!
(O święty Incipicie, Tragarzu Sensu – pokorna sługa Twoja,
Epifania z Maligno, przyzywa – natchnij, a nie poniechajże mnie!)
Otchłanie internetu ogromne, zmieścisz się i Ty Epifanio. Piękny uczyniłaś początek, chętnie częściej poczytam co tam na wśród świętych osiedlowych słychać
OdpowiedzUsuńEpifanes
Chętnie poczytasz, rzadziej konkretu obiadowego uświadczysz w epifanijnym Wiatraku
Usuń