powlekać rosnące

powlekać rosnące

O mnie

Moje zdjęcie
Urodziłam się w Pile w 1979 roku, a kilkanaście lat temu osiadłam na warszawskim Grochowie. Jestem poetką, krytyczką, redaktorką; miałam zostać naukowczynią, ale już mi się nie chce. Wydałam na świat trzy książki poetyckie ("Somnambóle fantomowe", "Zagniazdowniki", "Wylinki") i troje dzieci, które coraz bezczelniej sadowią się w pisaniu. Opublikowałam też książkę eseistyczną "Stratygrafie" (Wrocław 2010) i sylwę z apokryfami prenatalnymi - "Powlekać rosnące" (Wrocław 2013).

czwartek, 24 stycznia 2013

Incipit, Tragarz Sensu



Incipit – jeden z mieszkańców rozmistycznionego osiedla z Żywotów świętych osiedlowych Lidii Amejko (skanuję właśnie jej – przewrotnie zamykające książkę – opowiadanie o „Incipicie, Tragarzu Sensu” na seminarium Wspólny Pokój). Incipit – wstydliwy brak współczesnej kultury, jak biadoli, i to od pierwszego zdania, George Steiner w Gramatykach tworzenia. „Nie mamy już początków” – lamentuje od progu (po to oczywiście, żeby potem przez całą książkę samemu sobie uroczyście i uroczo zaprzeczać).

A u mnie właśnie incipitów dostatek i naddatek, wylewają się zewsząd nadmiarowo, wystają z każdego kąta, bezczelnie napraszają się uwagi. Osaczają mnie i uwagi się napraszają bezapelacyjnie: pierwsze słowo, pierwsze zdanie, pierwszy ząb urośnięty i pierwszy wypadnięty, pierwsza uwaga w szkole, pierwsza zupka, pierwsza na nocnik kupka, pierwszy strupek, pierwszy gryzmoł pretendujący do rysunku i pierwszy do litery, ale też, o dolo pismatki, pierwsza korekta w najnowszym projekcie wydawcy, pierwszy esej do nowej książki, pierwszy wiersz do innej, a teraz jeszcze – o święty Incipicie! – pierwszy wpis na blogu. 

Mójcion, Epifanes, mnie podkusił. Tak jak do tej trójki, o której często pisać tu będę, podkusił mnie, Epifanię. Stypendium na pisanie masz, talent (tak powiedział) do pisania masz, siadaj, korekty, kontrakty, konkrety w kąt rzucaj – i pisz! Bloga pisz! – tak powiedział. Więc piszę.

I nie gnębią mnie nawet pierwszego wpisu wysokie progi (bo od „wiecznego rozpoczynku” ponoć specjalistką jestem, jak napisała kiedyś jedna krytyczka, a i poczynać sobie potrafię z pewnym nieumiarkowaniem), lecz raczej przerażają te rozłogi systematycznego pisania, które poza zasięgiem błogosławieństwa świętego Incipita się rozciągają. Bo jak tu na każdy temat systemacić w codziennym rozproszonym krzątactwie? Jak tu korekty posłać do diabła, kiedy książka, która u mnie dopiero w stanie prenatalnym przebywa (sczytywanie po składzie), od miesiąca już aktem urodzenia (i ceną odpowiednią) w oczy kłuje w sklepie internetowym Wydawcy? I jak tu kontrakty do szuflady schować, kiedy podpisało się, i to trzykrotnie, macierzyński kontrakt wieczysty? A ten konkret, którego dopominać się będą, jak je tylko poodbieram z placówek – jak go trzeci dzień z rzędu nie upichcić, garmażerką zastąpić albo zwiędłą grzanką?

Jak? Ano z rozłogów niedoczasu systemat, matko, utkaj, a błogosławiona wśród blogerek będziesz – tak mi dziś święty amejkowy podpowiada. Więc fiat? Fiat!

(O święty Incipicie, Tragarzu Sensu – pokorna sługa Twoja, Epifania z Maligno, przyzywa – natchnij, a nie poniechajże mnie!)

2 komentarze:

  1. Otchłanie internetu ogromne, zmieścisz się i Ty Epifanio. Piękny uczyniłaś początek, chętnie częściej poczytam co tam na wśród świętych osiedlowych słychać
    Epifanes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie poczytasz, rzadziej konkretu obiadowego uświadczysz w epifanijnym Wiatraku

      Usuń