Siedem lat temu rozdzielone, ościenne, nowo narodzone dla siebie. A było tak:
przejście przez morze wewnętrzne. partogram
zwiastuny
paschalna pasjo dniu
pierwszy z pierwszych
imienne znamię bydlątko bez
skazy
uwertura
z wyraju latopisów
z mazidła wysnuwań
uchodzą w mięsną gęstwę
koszmaria lub bojanek
bydlą ze sobą porywane
ścieżką
zajęczaną od – do zasępioną
zagadaną od – do zawężoną
zwierząt
z dwojga dziatek w odludziu
ostanie się tylko jedno
pójdą i znajdą
czuj duch nad jordanami
droga na szczyt
u tętniczki siedzą jak anioł
dzieweczki
na błonach bębenków prywatka
ból party gramy gramy
strużką wdechu i bezdechu
kreślisz obrys limitatio
skurcz na szczycie płaski
zapis
moja bardzo wielka wina
prowadź mnie prowadź
rozdziel krwiste cieliste
powłoki na dwoje
rozstąp się morze rozstąp
czerwieni na dwa palce
rafy minowe pola koralowe
potem gorszej poddaj mnie
próbie
exodus
mowlę wrodzone w niemowlę
samo sobie pomroczę
obłokiem przejaśniam
przejście prostuję ścieżki
bawidełkiem-wiejadełkiem
oczyszczam omłocik
proroczę zawsze nie z tej
parafki
błogostan
znam cię po imieniu jestem
twoim lekarzem
błogosławię mnożenie przez
podział
choć jestem bogiem
zazdrosnym
o bebilonie o meriba o massa
o manno boska słodsza nad
makagigę
nomen
omen amen
jesteś
mimo odcięcia będziesz do
mnie wracać
każdą pierwociną matczynego
łona
A potem było tak:
boli me tangere. inwolucja
już rozdzielone jeszcze ościenne
[gdzie się podział
twój oścień gdzie
zwycięstwo twoje]
przez r o z s t r z e l e n i e krwinek
przez wytłuszczenie
zrostów
prowadzą dywizjony
do umilenia w
mlecznym sfumato
zacieśniam
widnokrążek
męczennica jadalna
położnica zległa
zwijam się w szczepek
nerwów
z niecierpkiem
zawiniątkiem
na odpędzenie złego kolebię
zaklęciami
głosie genetliakon
wyśpiewaj
lulajże nowalijko
hiperborejko lulaj
powłoki wybrzuszone
znów się obleczcie w
wolumin
naparze z mchu spod
bożej męki
oksytocynę podsyć
ucisz się lacrimoso
laktację zbudź
przysadko
a ty papierowa ręko
uczona z
nieporadników
odegnaj nocnice
mamuny
laminuj iluminację
wreszcie ja
macierzynka zwyczajna
jeszcze chwilę królem
bólem zostanę
w okamgnieniu —
zabliźnień rozsadnik
[zanim skończy się
tylko na strachu]
po drugiej
stronie pierwszego słowa
zaczekam
A jeszcze później spotykałyśmy się po drugiej stronie pierwszych słów i snów (gdzie koniec tęczy czasem dotknie się z morzem wewnętrznym):
prequel. wszystko pierwsze
srebrna duszyczko zwrotek marychno
[czechowicz]
noc się posunęła
przybliżył się dzień
napadało mleka na
niebie całym w płatkach
księżyc w połowie
przestał się zaczynać
w grę wzeszła żwawa
ogniowa piłeczka
takie to pismo kreślisz osobliwą kredką
manio samosiowa
zaranny tamaryszku
fetyszku genezyjski
który na wyprzódki
w zlepienicę pralęków
scalasz mnie od nowa
a gdy zlizujesz rankę
na kolanie:
zjadłam bolenie –
mówisz – zjadłam boleć
nowicjat i postulat
wsobnych emigracji
oddaję w porękę
najprostszym wzruszeniom
ty zatem
nieśmiertelniej ja się zmienię w pianę
kość pamięci ulotnej
dotknij do żywego
dobroć dopasowania w
mrakotę traumatki
przebarw kontrolowanym
płaczem nasycarki
przyćmij ultramarynią
laserunkiem zakończ
wysunięty języczek
przyjmij za zapłatę
żebym pojęła jak
bardzo mnie nie ma
z tobą przy tobie w
każdym włóknie drżenia
Na jakim rozstaju w drodze do siebie się dzisiaj, córeczko, spotkamy?
zachwyt, zachwyt!
OdpowiedzUsuńzgadzam się z przedmówcą. Piękne pisanie.
OdpowiedzUsuńBuziak urodzinowy :)
OdpowiedzUsuń